do xyz do notatnika do tekstów do rpg
WOJCIECH FANGOR. AMERICAN DREAM we wrocławskiej galerii Krupa
Podczas spaceru po Wrocławiu odkryłem przypadkowo wystawę obrazów Wojciecha Fangora. Była to monograficzna ekspozycja, prezentująca prace tylko z lat 60 i 70, gdy artysta znajdował się już na emigracji. Dotąd na pojedyncze dzieła Fangora natykałem się tylko na wystawach zbiorowych, poświęconych sztuce abstrakcyjnej.
Miałem tam okazję zdać sobie sprawę jak bardzo wizualizm stanowi odprysk tych estetycznych poszukiwań, które wiodą poza wymiar funkcjonowania dzieła. Bo czy to obraz jest sztuką? Gdzie w ogóle sztuka się odbywa? Wizualizm osiąga ekstremum w nobilitowaniu roli odbiorcy. Zwraca mu uwagę na jego świadomość i postrzegane przez nią przejawy, a nie na obraz sam w sobie. Co prawda w tekście z 1960 roku, napisanym wspólnie przez Stanisława Zamecznika i Wojciecha Fangora jeszcze przed jego wyjazdem z Polski, sami artyści wydają się nie myśleć o swej sztuce w ten sposób. Sprawozdanie ze zorganizowanej przez nich wówczas w Warszawie wystawy brzmi następująco:
Przestrzeń iluzoryczna zawarta w obrazach przechodziła z jednego na drugi, wiążąc i zamykając ze strefami przestrzeni rzeczywistej. Każdy przedmiot obcy, znalazłszy się wewnątrz tej kompozycji, jak krzesło, człowiek, parasol itp., nabierał innego znaczenia, wyodrębniał się i demonstrował z zadziwiająco drobiazgową wyrazistością. Całość zbudowana była z obrazów o ograniczonej do czerwieni i bieli gamie kolorów i niewielkiej rozpiętości działania stroficznego. Użyto też dla kontrastu paru elementów w kolorach zasadniczych (żółty, czerwony, niebieski) i o odmiennym od reszty układzie kompozycyjnym. W efekcie uzyskano pulsującą krótkimi, okrągłymi rytmami przestrzeń czarno-białą, wyznaczoną punktami kolorowymi, zamkniętą w sobie, malarską, lecz wzbogaconą o wszystkie konsekwencje odbierania w czasie. Każdy odbiorca, poruszając się w tej kompozycji, stawał się autonomicznie współtwórcą dzieła.
Powyższe słowa nie ilustrują jednak wycinku twórczości Fangora, który pokazano na wrocławskiej wystawie. Przede wszystkim nie ma ona takiego konceptualnego rozmachu. Kilkadziesiąt zawieszonych dzieł służy raczej do indywidualnych spotkań. Zauważalna jest w nich przede wszystkim doskonała jedność formy i treści. Ich tematem jest tylko i wyłącznie to jak wpływają na doświadczanie ich samych. Dotykają ja samego odbiorcy, w którym to doświadczenie się odbywa, nic innego zarazem nie mówiąc. W chwili gdy jego zmysły są jawnie oszukiwane, a on o tym wie, zdaje sobie sprawę z absolutności połączenia tego, co jest nim, z tym, co jest na zewnątrz. Jest ono, to połączenie, nieusuwalne. Jest więc wyrazem jedności, która jednak nie pozwala się uchwycić, gdyż jednocześnie jest w trakcie bycia oszukiwaną. Przekaz optyczny z istnienia, czyniony w laboratoryjnych warunkach, bez emocji, mocą zmysłu wzroku i intelektu, które próbują znaleźć sposób, by rozumieć widzenie (lub widzieć zrozumiale), ale nie mogą osiągnąć w tym pełni - tak nazwałbym konsekwencje op artu.
Jest to sterylna gra ze świadomością, która z jednej strony zastanawia, a z drugiej pozostawia człowieka zdystansowanym, jak to zawsze ma miejsce w malarstwie abstrakcyjnym. Gdyby poszukać przedmiotowego ekwiwalentu wobec zerkania na własne ja bezprzedmiotowym malarstwem, nie wystarczy sama tylko sztuka przedmiotowa. Ona ugnie się pod ciężarem swej treściwości i nie spełni zadania. Przedmiotowe odzwierciedlenie wizualizmu szybciej odnajdzie się w medytacji lub po zjedzeniu magicznych grzybów. Wtedy treść z pewnością przeważy. Ja rozpłynie się tak zupełnie w fizycznym odczuwaniu świata, iż produkty laboratorium op artu smakują wobec tego co najwyżej jak herbata z torebki, którą zaparzano już kilkanaście razy. Pijąc tę herbatę nie dowiadujemy się jak ona smakuje, ani czym jest. Czujemy tylko, że woda ma dziwny posmak. Ale właśnie ta specyficzna obojętność, z jaką pozostawia odbiorcę bezprzedmiotowa sztuka wobec niej samej, jest jej niezbywalną cechą. Na gruncie wizualizmu jest to psychodeliczne doświadczenie o bardzo niewielkiej intensywności, krótkotrwałe, nie płynące wewnątrz ciała, nie immanentne z emocjami. Wysterylizowane i sztuczne - tak tylko jak sztuczna może być sztuka.
Do najbardziej udanych prac Fangora należą te, które eksplorują koliste kształty. Tych było zresztą na wystawie najwięcej. Wyrażenie fluwialnego przechodzenia barw z jednej w drugą wybrzmiewa w nich z najciekawszym optycznym efektem. Jako że w realizacji tego celu są minimalistyczne, nadaje im to walorów ciszy i piękna, które należą do przyjemnych cech malarstwa bezprzedmiotowego. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że koliste kształty niosą ryzyko symbolizmu. Abstrakcja geometryczna często świadomie je podejmuje. W obrazach Fangora geometria stanowi jednak tak silny element funkcjonalności, że, znowu, w doskonałym połączeniu zatraca się w formie koła możliwa treść jego symbolu.
Wystawa rozpoczęła się 13 lipca, a zakończy 20 października 2024 roku.